Każdy kto zwiedzał ze mną Katar wie, że polityka to mój temat przewodni. Nie da się opowiedzieć historii i wyjaśnić zawiłości tego kraju bez zagłębienia się w aktualną sytuację polityczną na świecie. Mały i niepozorny kraj, wciśnięty między dwóch potężnych sąsiadów- Arabię Saudyjską i Iran zawsze był zmuszony do politycznego lawirowania, które zapewniało mu przetrwanie. O roli Kataru na arenie międzynarodowej, jego wpływach i wielkich ambicjach mogę mówić godzinami. Internet nie jest jednak dobrym miejscem na tego typu analizy. Nie jest -gdy mieszkasz na Bliskim Wschodzie. Trudno jednak nie skomentować obecnej sytuacji i po krótce nie wyjaśnić o co rozpętała się ta burza. Połowicznie. Na tyle na ile można...
Zawsze podziwiałam Katar za umiejętność prowadzenia polityki sukcesu.
Jeszcze w latach 90tych nad Katarem wisiała groźba zajęcia kraju przez Saudów. Odpowiedzią Kataru na szerzącą się saudyjską propagandę było utworzenie telewizji Al Jazeera, która stała się jedną najbardziej wpływowych telewizji na świecie i do dziś spędza sen z powiek wszystkim arabskim krajom oraz… Amerykanom.
Otóż, Katar od początku szukał strategicznego partnera, który stałby się jego ostoją bezpieczeństwa. Po atakach 11 września znalazł go w Stanach Zjednoczonych. To tutaj amerykanie utworzyli swoją bazę wojskową podczas ataku na Irak w 2003 roku.
Mogłoby się wydawać, że stosunki amerykańsko-katarskie byłyby idealne lecz niestety tak nie jest. Katarska stacja Al Jazeera od początku wojny w Iraku i Afganistanie pokazywała światu zbrodnie wojenne dokonywane przez Amerykanów. Pomimo silnych nacisków politycznych Doha nigdy nie ustąpiło przez co nigdy nie stało się pupilkiem USA a relacje obu krajów stały się co najmniej chłodne.
Czym podpadł Katar Saudii Arabii?
Katar od zawsze prowadził politykę nastawioną na swoje zyski co nie podobało się silniejszym sąsiadom. Ich interesy często były sprzeczne z interesami Kataru. Im silniejszy stawał się Katar tym trudniej Arabii Saudyjskiej było utrzymać hegemonię w regionie.
Katarowi nie przeszkadza utrzymywanie dobrych relacji zarówno z Iranem, jak i Izraelem.
W latach 90tych Shimon Peres odwiedzał Katar i negocjował dostawy gazu do Izraela. Gdyby nie groźby krajów arabskich i widmo usunięcia Kataru z Ligii Arabskiej, prawdopodobnie doszłoby do zawarcia transakcji.
Różne fronty polityczne wobec Egiptu, Syrii czy Libii to kontynuacja niespójnych trendów w regionie.
Dlaczego akurat teraz?
W 2016 roku USA zarobiły 5 miliardów dolarów na biznesach w Katarze. Podczas ostatniej wizyty w Arabii Saudyjskiej,Trump podpisał Saudami umowy warte 110 miliardów dolarów!
Saudowie widząc w Trumpie biznesmena, któremu zależy bardziej na wynikach ekonomicznych niż na pokoju na świecie, postanowili postawić wszystko na jedną kartę i wykorzystać sprzyjający moment by pozbyć się swojego rywala w regionie. Oczywiście mieli nadzieję, że Amerykanie opowiedzą się po ich stronie, bojąc się utraty intratnych interesów.
Czy Trum wiedział co się szykuje, gdy opuszczał Półwysep Arabski?
Wydaje mi się, że nie wiedział.
W takich sytuacjach stanowisko danego państwa powinno być szybkie i zdecydowane. W przypadku USA tak nie było. Od początku rzecznik rządu nawoływał do pokoju i mediacji.
Co prawda prezydent Stanów Zjednoczonych wyćwierkał poparcie dla Saudii Arabii, przypisując sobie rolę tego, który zapoczątkował całą akcje, nawołując do walki z terroryzmem lecz jego stanowisko wydaje się rozbieżne ze stanowiskiem rządu.
Co będzie dalej?
Tego nikt nie wie. A wydarzyć może się wszystko. W mojej ocenie wszystko zależy od Stanów Zjednoczonych, które jak widać czekają na dalszy rozwój wydarzeń i nie wiedzą po której stronie stanąć. Na razie nawołują do rozmów, szybkiego zażegnania kryzysu i zjednoczenia krajów półwyspu we wspólnej walce z terroryzmem. Jedno jest pewne. Dopóki Amerykanie mają tu bazę, nic nam nie grozi;)